Nie czekała na jego odpowiedź, tylko brnęła do przodu jak walec parowy na wysokich obrotach. To było tak, jakby chciała wyrzucić z siebie wszystkie słowa za jednym zamachem lub jakby puściły jej nerwy. - Dwadzieścia osiem. Mam dwadzieścia osiem lat i ciągle nie wiem, czego chcę od życia, a chcesz wiedzieć, dlaczego? pona - Uhmm Dlaczego Steve Vai w pewnym momencie swojego życia cierpiał na depresję, skoro potrafi „niszczyć się jak bóg”? Zaktualizowane informacje w źródłach internetowych z tego roku sugerują, że walkę Steve'a Vaia z depresją można przypisać różnym czynnikom, w tym stresowi, presji, rywalizacji i niepewności co do jego kariery muzycznej. Setny raz! C F Lecz zakochałem się [PRE-CHORUS] C F Nie chciałem, mała szczupła blond C F F Eb Db C Myślałem przejdzie, ależ skąd! Bbm Bbm/Ab Kręcę się, męczę się Ebm7 F Sam nie wiem czego chce. [CHORUS 1] B Bo to się zwykle tak zaczyna Bbm7 B Sam nawet nie wiesz jak i gdzie Bbm7 C Po prostu wzięła cię dziewczyna Ebm F Bbm7 A Grupa nasza jest zamknięta co nie znaczy, że nie macie prawa dodawać swoich znajomych Administratorami są Krystyna Wiem co mówię i czego chcę Facebook Sam nie wiem czego chcę Bo to się zwykle tak zaczyna Sam nie wiesz o tym jak i gdzie Zaczyna nudzić Cię dziewczyna A to jest znak że już jest źle Zaczynasz wozić ją do krewnych A potem mówisz: sama idź I w końcu trudno - jesteś pewny Że dłużej z nią nie możesz być Za jeden dzień bez twojej ukochanej Oddałbym tysiąc lat Za Nie jest to kierunek powszechnie poważany jak np.: prawo, ekonomia czy psychologia, po których raczej wiadomo, że jest szansa na spore pieniądze. Po moim kierunku muszę bazować na swojej wyobraźni i jakiejś tam wiedzy, do której jednak nie przywiązuje specjalnej wagi. Krótko mówiąc - nic nie umiem. 2eTnH4. W moim mieście nawet z jakąkolwiek pracą jest ciężko. Albo są takie, że nie ma czasu na doszkalanie. Nie wszystko jest takie kolorowe jak się mówi znajdź lepszą pracę, zmień miasto, weź kredyt. Ja się nastawiam na kiepską pracę do końca życia, ale póki co nawet tej kiepskiej nie mam. Albo emigracja. Widzę kiepsko przyszłość. W dodatku samotność też przytłacza jak każdy po ślubie , w związku. Coś mnie omija i przecieka mi się człowiek takim odrzutkiem społecznym bo jest sam. A u mnie jest tak, że jestem po studiach, niby dobry kierunek, logistyka i jakość, a pracuje na produkcji z tak dennymi ludźmi, że nie wiedziałam, że tacy głupi ludzie istnieją i nie chodzi o wykształcenie ale o zachowanie, kulturę i podejście do drugiego człowieka, czyli kariera zawodowa do kitu. Wcześniej zachciało mi się własnej firmy, ale źle zaczęłam, brak doświadczenia, barak kasy, brak oryginalnego pomysłu doprowadził do bankructwa, czyli przedsiębiorca ze mnie do kitu. Potem pracowałam w domy, ale nie otrzymywałam stałego dochodu, a w tym systemie trzeba mieć niewielki ale stały dochód, czyli wolny strzelec ze mnie do kitu. Zakochać się potrafię ale samo to uczucie mnie przeraża, od razu uciekam, robię wszytko żeby się odkochać, przyjaciół nie mam, bo na własnej skórze przeżyłam bajkę Ignacego Krasickiego, tego o zajączku, czyli moje życie towarzyskie do kitu, rodzinne też ale się nie będę rozpisywać na ten temat. Kiedyś dużo czytałam o DDA/DDD wyczytałam, że takie osoby jak ja mają rozczepioną tożsamość, rozbitą, roztrzaskaną na miliony malutkich kawałków, często tak czuję, że nie wiem kim naprawdę jestem dlatego nie wiem czego chcę. Czuję się jak bym chodziła po wodzie, kiedy mam wiarę w siebie, że się uda, a kiedy zwątpię w siebie zaraz tonę, ale nie ma dna na którym bym mogła twardo stanąć i tak całe życie. Kim ja właściwie jestem? Zacznijmy od Bryana Admasa. Podobno jesteś jego fanem?Jestem wielkim fanem. Zacząłem go słuchać gdzieś tak w II klasie liceum. Chociaż w międzyczasie kręciła mnie bardziej muzyka typu Jimmy Hendrix i jakieś mocniejsze dźwięki. Ale też zawsze był Adams i ta jego chrypka…A Twoje inspiracje muzyczne?Hendrix, U2, Adams. Cenię U2, bo oni potrafili nie tracąc swojego charakteru przejść przez różne gatunki muzyczne. Nie "zeszmacili się", pozostali sobą. Słucham bardzo dużo starej muzyki - lat 70-tych, jak np. Led Zeppelin. Na tych dźwiękach się wychowałem. I mimo, że piszę melodyjne piosenki to ten duch rockowy, gitarowy gdzieś we mnie jest. Na mojej płycie to będzie w czym się lepiej czujesz? W balladach, czy w mocnych rockowych kawałkach?Ostatnio w balladach. Zacząłem profesjonalnie ćwiczyć swój głos. Chodzę na lekcje śpiewu. Okazało się, że nie znam zupełnie siebie, swojego głosu. Zrozumiałem, że głos jest przedłużeniem osoby. Nie należy go kształcić oddzielnie. W nim słychać to czy faktycznie umiesz śpiewać i co sobą reprezentujesz. W swoje 35 urodziny postanowiłem nauczyć się śpiewać na nowo. Zawsze kojarzyłem sobie siebie jako kompozytora. Wiesz to jak z pakietem 3 w 1 - kawa, cukier i śmietanka. Kiedyś sądziłem, że ta kawa to jest komponowanie, dodatkowo gitara i na 3 miejscu wokal jako ta tania śmietanka. Moja nauczycielka śpiewu, zresztą znana śpiewaczka operowa, przewróciła mi to wszystko do góry nogami. Powiedziała, że jestem potężnym głosem, a resztę mogę potraktować jako dodatek. Odkryłem w śpiewaniu nowe rzeczy. Zacząłem interpretować muzykę swoim głosem. Dla mnie to jest nowa podróż. Kiedyś często krytykowano moje śpiewanie. Przejmowałem się tym. Teraz nauczyłem się tego, że jestem sobą, śpiewam i jestem szczęśliwy z tego piszesz teksty?Nie podejmowałem się tego jeszcze. I tak robię wszystko inne w zespole (śmiech). Ale myślę, że i na to przyjdzie czas… powoli zaczynam uczyć się wyrażać siebie w ten sposób..Pamiętasz pierwszą piosenkę, która utkwiła Ci w pamięci i pomyślałeś sobie: "To chcę w życiu robić"?Tak, to był utwór "Cross town traffic" Jimmiego Hendrixa. Usłyszałem go w Radiu Lublin. To taki dosyć rockowy kawałek, ale z fajną bluesową melodią. Do tego stopnia zwariowałem na punkcie gitary, że budziłem się o 3 w nocy, grałem godzinę i szedłem spać. I tak co lat wtedy miałeś?Tak około 16, 17. I właśnie wtedy zaczęła się twoja muzyczna droga? Jak ona przebiegała?Między 16 a 19 rokiem życia grałem w różnych rockowych, bluesowych kapelach w Lublinie. Wygrywaliśmy różne przeglądy, graliśmy bo chcieliśmy coś wykrzyczeć. A potem pojechałem do Warszawy, i musiałem natychmiast iść do jakiejś pracy. Wylądowałem w liceum prywatnym o profilu menadżersko - artystycznym, gdzie uczyła się Natalia Kukulska i córki Niemena. Natalia po jakichś dwóch miesiącach zaproponowała mi stworzenie swojego pierwszego dorosłego zespołu. Było to ciekawe doświadczenie. Nasz pierwszy koncert był w Sali Kongresowej w Warszawie. Rzuciłem pracę i zacząłem z Natalią grać. Zacząłem się z tego utrzymywać. Musiałem sprzedać swoją gitarę klasyczną, rzuciłem szkołę muzyczną w której grałem. Kupiłem gitarę elektryczną i nie żałuję. Wszystko postawiłem na jedną kartę. Przyjechałem do warszawy mając 5 zł w kieszeni, plecak i gitarę. Koledzy śmieli się ze mnie, że jadę zdobywać Warszawę. A ja nawet nie chciałem jej zdobywać. Chciałem po prostu grać i śpiewać. Czyli jesteś ryzykantem?Tak jestem ryzykantem. Mało tego. Jak już coś robię to lubię iść na całość. Jestem typem zdobywcy. W związku z tym czasem przegrywam, a czasem wygrywam. Różnie to bywa. A gdyby nie śpiewanie to co byś w życiu robił?To trudne pytanie. Jak się ma w sobie coś, jakiś dar, powołanie, i się go nie realizuje można popaść we frustrację. Więc gdybym nie śpiewał pewnie zostałbym frustratem. Nie wiem może zacząłbym pracować jako menadżer, może biznesmenem. Ale czułbym się z tym źle. Robiłbym kasę, ale nie miałbym satysfakcji. Będąc w Warszawie pracowałem w około 15 zawodach. Byłem i nauczycielem, uczyłem muzyki, byłem też menadżerem. Rzuciłem się w to wielkie miasto, rozpychałem się łokciami i udało się. Najważniejsze w życiu jest to, żeby odkryć co powinieneś robić. To jest chyba sukces. Ja to odkryłem i z tego się cieszę. Liczysz bardziej na siebie czy na ludzi których masz wokół?Bez innych ludzi nie da się osiągać dużych sukcesów. Prędzej czy później przychodzi zmęczenie czy wypalenie. Chociaż ja ostatnio cały czas mam nowe pomysły, aż sam się temu dziwię. Ludzie są bardzo potrzebni. Zauważyłem, że za każdym człowiekiem sukcesu stoi inna silna osoba. Może to być żona, matka, brat czy przyjaciel, ale zawsze ktoś za tym stoi, ktoś wspiera. Czasem jest to nawet grupa osób. Samemu nic się nie da osiągnąć. Robiąc solową płytę zauważyłem, że muszę się otaczać ludźmi którzy we mnie wierzą. Jeżeli otaczaliby mnie sceptycy to tak naprawdę szybciutko by mnie załatwili tym swoim sceptycyzmem, który często jest niewerbalny, niewypowiedziany - ale jest. Dlatego stwierdziłem, że muszę się otaczać ludźmi, którzy we mnie wierzą i to mi dodaje sił. Rodzina jest dla ciebie ważna?Tak, bardzo ważna. Pochodzę z wielodzietnej rodziny. Jestem najstarszym synem, mam jeszcze dwóch braci i siostrę i to jest naprawdę super. Mamy ze sobą świetny kontakt, mimo iż mieszkamy daleko od siebie. Masz dwie córki...Tak. Jedna ma 12 lat, druga - 3 latka. Są słodkie. Bardzo je kocham. Jakie pytanie najczęściej zadają ci ludzie?O Sixteen i Seventeen. Cieszę się, że ty o to nie pytasz. Ludzie najczęściej idą schematem. Pytają o przeszłość. A to jest nudne. Bo kogo, tak naprawdę obchodzi przeszłość? Albo ktoś ma coś do powiedzenia dzisiaj, albo to nie ma sensu... Startujesz jako artysta solowy z nowym projektem więc...Tak, startuję i biorę za to pełną odpowiedzialność. Również za ewentualny sukces albo porażkę. Biorę pod uwagę obie opcje. Nie robię tego dlatego, żeby koniecznie osiągnąć sukces, bo sukces mam już w sobie. Kocham to co robię i to jest mój pytanie którego nikt nie zadał do tej pory, na które czekasz?Hmm. Bardzo dużo jest takich pytań, wiesz? Czekaj, odwróćmy role. Zadałaś mi tu wiele pytań z różnych dziedzin. Która z nich Ciebie najbardziej interesuje?Widzę w Tobie pasję. Skąd ona pochodzi? I na pewno chciałabym się czegoś dowiedzieć o Twojej rodzinie. Bo pasja wynika z tego co masz w środku, ale też z ludzi którzy Cię otaczają...Ciekawa rozmowa się tutaj nawiązuje. Gdyby to był program TV to na pewno już bym strzelił jakieś pytanie, a nie chcę tak. Wielu pytań mi nie zadano. Ja nie chcę odpowiadać na pytania tak jak tego się ode mnie oczekuje. Wolę mówić tak, jak ja chcę. Bo to ja mam coś do powiedzenia lub nie, kreuję siebie. Zobaczyłaś pasję. Nie wiem jak to opisać słowami, ja to kocham. Chociaż w życiu muzyka zawsze nadchodzi moment wypalenia się, schematyki. I to jest jedyna rzecz która jest go w stanie zabić. Ja póki co cieszę się z tego co robię i doceniam to co mam. Jestem pełny wdzięczności i stąd jest ta pasja. Inaczej stałbym się odtwórcą muzyki. A ona jest dla mnie bardzo ważna w życiu. Wcześniej się tego wstydziłem, a teraz już nie. Bo taki boisz się, że kiedyś nadejdzie taka chwila, że pomyślisz: "Kurde robię to tylko dla kasy, schematycznie, już tego nie kocham"?To wtedy przestanę. I może zajmę się córkami. Ostatnie trzy lata zajmowałem się Asią. Chciałem to robić. Im dłużej się nią zajmowałem, tym lepszą relację mieliśmy. Teraz chcę śpiewać, a jak nadejdzie moment że powiem sobie dość to zrezygnuję. Jeśli będę miał nagrać płytę, a nie będę miał pomysłów to po prostu zrezygnuję. w tej chwili jest tak, że miałem kilka lat przerwy i na tej płycie chcę coś powiedzieć. Komuś kto śpiewa trudno jest pokazać swój środek, swoje wnętrze. A ja chcę to robić. Nie wstydzę się tego. To i to, że jestem sobą jest moja mocą. Nie interesuje mnie to, co powiedzą ludzie. Jestem sobą i wiem czego chcę od życia. Co jest na samej górze listy twoich marzeń? Pierwsza trójka?Wow. Lista marzeń... Z takich bieżących - chciałbym częściej spędzać czas z Zuzią, która mieszka ze swoją mamą a my nie jesteśmy ze sobą od dawna. To jest moje marzenie. Częściej spędzać z nią czas, nie tylko w wakacje. Innym jest posiadanie własnego studia nagrań. Poza tym mam pełno takich prostych marzeń. Na przykład wyjechać z całą rodziną na wakacje. To bardzo normalne marzenia. Nie jakieś bardzo odjechane (śmiech). A jak juz przyjdzie czas na odpoczynek, to gdzie byś wyjechał?Przede wszystkim zabrałbym ze sobą rodzinę, to po pierwsze. Czasem chciałbym się znaleźć w jakimś zacisznym miejscu. Bardzo lubię Tatry Słowackie. Tam jest mniej turystów i można chodzić samotnie po szlakach. Tego się nie da opisać. Wtedy trzeba grać i śpiewać (śmiech). Czym jest dla Ciebie popularność?Produktem ubocznym tego co robię. Kiedyś, jak byłem niedojrzały życiowo, emocjonalnie była dla mnie bardzo ważna. Imponowało mi żeby znać kogoś sławnego. Teraz normalnie do tego podchodzę. Jak ktoś zaczyna mnie specjalnie traktować, staram się mu pokazać, że jestem normalnym facetem. Popularność jest niczym. Przeszedłem już w swoim życiu wielką popularność i wielki upadek. Teraz nic mnie już nie zdziwi. Jestem odporny na takie rzeczy. Trochę o płycie. Kiedy się ukaże?Myślę, że uda się ją wydać mniej więcej w połowie tego roku. W ubiegłym roku w swoje urodziny, podjąłem decyzję o powrocie na scenę. Chciałbym żeby dokładnie rok później płyta ujrzała światło dzienne. Takie piękne zwieńczenie pracy i mojej i moich współpracowników. Poza tym ja lubię maj, bo to jest naprawdę fajny miesiąc, pełen takiej wiosennej adrenaliny (śmiech)Tytuł płyty to będzie prawdopodobnie "Za głosem serca". Nie chcę wymyślać jakichś dziwnych rzeczy. Jestem wyrośniętym dzieciakiem i taki tytuł mi odpowiada. Piosenka o tym samym tytule to ballada. Sądzę, że chwyci, bo ma to coś. Jest troszeczkę inna. Ktoś mi zarzucił, że takiej muzyki w radio nie ma. I bardzo dobrze (śmiech) to my zagramy taką. Wierzysz w przypadki?Nie, nie ma przypadków. Wszystko ma jakiś porządek i sens. Aczkolwiek, żeby zrobić karierę potrzebny jest splot pewnych przypadków. Trzeba mieć fuksa. Każdy jest inny i ma coś swojego do powiedzenia. Nie ma przypadków. Boisz się czegoś?Tak, czasami. Najbardziej siebie samego. Tylko i wyłącznie. Niczego więcej. A siebie boję się w sensie takim, żebym nie przestał być sobą, nie zaczął oszukiwać samego siebie, albo żebym nie robił rzeczy, których potem będę żałował. Natomiast nie boję się ludzi, okoliczności. Powiedz w dwóch słowach o muzykach z którymi to moi kumple z Lublina, jednego znam nawet praktycznie od podwórka. Dobrze się rozumiemy i fajnie się nam razem z wieloma artystami. Z kim było najlepiej?Z Andrzejem Zeńczewskim z Daabu. Grałem z Daabem dwa lata, potem on założył Szwagierkolaskę i trochę mniej się zajmował Daabem. Ale byłem z nim naprawdę zakumplowany. Z całej Warszawki on był najbardziej normalny i to mi bardzo imponowało. Możesz coś powiedzieć o singlu?Włożyliśmy w niego mnóstwo pracy. Teraz staramy się zrobić wszystko, żeby mógł dotrzeć do słuchaczy, a proste to niestety nie jest. Piosenka To mój krzyk została też nagrana w wersji angielskiej pod tytułem Don't let the fire die z myślą o polskich preselekcjach do tegorocznej Eurowizji. Zajęliśmy 11 miejsce na 103 zgłoszone piosenki. Jury nas doceniło. Znaleźliśmy się o włos do finału… Teraz skupiam się przede wszystkim nad tym, żeby płyta nabrała fajnego brzmienia, to jest jak Ci się podoba Białystok?Super. Spotkałem kilka osób stąd. I wszystkie mają fajną mentalność. Podobną do lubelskiej, może nawet trochę lepszą. Ludzie są otwarci, nie jak niektórzy z Warszawy. Otwartość cenię sobie najbardziej. Dziękuję za rozmowę. Tylko moi rodzice wiedzą, ile siwych włosów się w życiu dorobili, bo nie bałam się chcieć. Kiedy odradzali mi wyprowadzkę do dużego miasta, z troski oczywiście, czy sobie poradzę. Poradziłam, nie sama, bo oni zawsze byli obok. I mąż mój był. Razem te decyzje podejmowaliśmy i trzymaliśmy się za rękę kiedy było dobrze i kiedy okazywały się fiaskiem. Bo i tak bywało. Czasami czułam się nie tylko życiowo na dnie, ale nawet jak zakopana w mule na tym dnie. Ale nigdy nie bałam się chcieć. Dopóki nie pojawiły się dzieci. Później te decyzje były spokojniejsze. Potrzebowałam spokoju i bezpieczeństwa. I teraz, ponownie właśnie ze względu na nie, dokonuję w życiu wyborów. Uciekam. Uciekam od schematów ponieważ chcę od życia czegoś więcej… Pisząc ten post, słucham tej piosenki, która ostatnio jest moją ulubioną. Jakby o mnie śpiewali… Posłuchaj proszę, zanim przeczytasz dalej. Większości się wydaje, że jak masz dobrą pracę, to masz wszystko. Też kiedyś wpadłam w ten schemat. Trwał 10 lat. Miałam dobrą i dobrze płatną pracę. Bardzo ją lubiłam. I nie da się ukryć, że byłam w niej kiedyś najlepsza. To nie brak skromności, ale nie boję się mówić o sobie dobrze. Wiele osiągnęłam w tej pracy i dzięki niej. Realizowałam marzenia i po prostu spokojnie żyłam. Miałam naprawdę dobrego szefa i dla wielu osób moja decyzja jest niezrozumiała. Po 10 latach odeszłam z korpo. Może nie do końca wyglądało to tak, jak sobie wymarzyłam, ale to postanowione. Czy było łatwo? Skąd! Było okropnie trudno. Uwierz, nie przespałam mnóstwo nocy. I wiele przepłakałam próbując na nowo poukładać sobie w życiu priorytety. Bo to jest tak, że niby w sercu wiesz, że najważniejsza jest rodzina i dzieci. Ale codzienność ma swoje plany. Okrutne i bolesne i kiedy czasem spojrzysz na swoje życie z dystansu, widzisz, jak bardzo odbiega ono od twoich priorytetów. I wtedy z bólem serca i pokorą przyznajesz, że niby taka najważniejsza a nie masz czasu z nią żyć… I wiesz co, dobra praca w życiu to nie wszystko! Drogi samochód, czy dom z ogrodem, to też w tym życiu nie wszystko. Ale jeszcze musisz mieć z kim to życie przeżyć, żeby te pieniądze coś znaczyły. Być może powiesz, że łatwo mi mówić, bo mąż nas utrzyma. No cóż. Nie ma dobrej pracy, uzależniony jest od sezonu i czasem szczęścia. Więc może i utrzyma a może za jakiś czas ja będę musiała poszukać nowej pracy, innej, takiej, co da kasę pewnie mniejszą ale czas zostawi. Czas, on jest tutaj najdroższy. I o ironio, nie można go kupić. Odeszłam, bo chcę czegoś więcej i nie boję się tego powiedzieć. Chcę móc pójść z dziećmi na spacer, kiedy jest ładna pogoda i zabrać je wcześniej z przedszkola na lody, bo się szybko stęsknię. Nie chcę wszystkiego upychać na weekendy i wkurzać się, że nie zdążyłam z nimi nic. Że nie zdążyłam spędzić z nimi dużo czasu zanim dorosną i powiedzą, że teraz koleżanki ważniejsze. Póki one chcą spędzać czas ze mną, chcę go dla nich mieć. Chcę mieć czas dla męża a nie zasypiać co noc na podłodze obok łóżka dzieci i wychodzić z domu, kiedy on przekręca się na drugi bok. Nie chcę, żeby zabrakło nam czasu i chęci, by pielęgnować nasze uczucie. Żeby to, co nas łączy zaczęło nas pomału dzielić. Nie chcę by mój dom był hotelem, dla nikogo z nas. Nie chcę żyć obok życia mojej rodziny. Chcę żyć będąc jej częścią. Być może da się łączyć pracę w korpo i jednocześnie mieć czas na wszystko, co w życiu ważne. Być może. Ja nie znalazłam tego balansu. Nie chcę się lansować na człowieka, który tak dobrze sobie ze wszystkim radzi, kiedy to tylko na obrazku ładnie wygląda. Życie nie jest takie proste. Sama przecież wiesz, jak często musisz dokonywać wyboru. Czy usiąść z dzieckiem na podłodze i powycinać bibułę czy pracować? Jeśli to się dzieje sporadycznie to ok. U mnie już tak nie było. Powoli blog stał się miejscem mojej pracy. To etat. Ciągnęłam to po nocach żeby po pracy mieć czas dla dzieci. Ale to i tak kwestia wiecznych wyborów, gdzie zawsze ktoś przegrywa. Najczęściej wszyscy. Nie chcę już żyć na niby. Teraz i tu buduję coś, co ma dla mnie największą wartość. Mam wrażenie, że to ja napisałam słowa tej piosenki a Ewa ją zaśpiewała. Zresztą zobacz jak pięknie… Co teraz? Teraz oddycham powoli i spokojnie. Moim miejscem pracy jest blog, którego właśnie czytasz. Zaczęłam go prowadzić, kiedy po wychowawczym wracałam do pracy. Nie dlatego, że mi się nudziło. Ale dlatego, żeby utworzyć sobie z czasem miejsce pracy dla samej siebie. Już wtedy wiedziałam i czułam, że korpo to już nie moje miejsce na ziemi. Ciężko pracowałam. Jednocześnie i tam i tutaj. Nieraz, a właściwie codziennie rzucając to z bezsilności. Ze zmęczenia i braku pomysłu. Ale wiedziałam jaki mam cel. Wiedziałam po co to robię. Wiedziałam, że samo odejście z pracy nie będzie łatwe, jeśli nie będzie gdzie. Bo jest rodzina, są dzieci, jest kredyt. Ale cały czas chciałam od życia czegoś więcej. I chociaż nie było łatwo, utworzyłam sobie alternatywne wyjście. To miejsce. Czy nie boję się tej decyzji? No coś ty, boję się bardzo. Czy będzie na leki, jak ktoś zachoruje, czy na ratę kredytu wystarczy. Boje się, ale strach to za mały powód, żeby czegoś nie zrobić. Odwaga nie oznacza braku lęku. Oznacza, że się działa pomimo tego lęku. Prawda? Bądź ze mną proszę, ja będę tutaj teraz bardzo często. Zmienię to miejsce, żeby było na wymiar. Dla mnie, dla ciebie. Teraz jesteś mi potrzebna bardziej niż kiedykolwiek. Twoje wsparcie jest na wagę złota! Jak kobieta kobiecie, być może matka matce, powiedz mi, że będzie dobrze… Coś podobnego?chcęChcę od życia czegoś więcejczegośjak odejść z korpojak prowdzić szczęśliwe życieododchodzęwięcejżycia Jeśli wierzyć mądrości kultowego bohatera komedii „Chłopaki nie płaczą”, by znaleźć swoją zawodową drogę, wystarczy odpowiedzieć sobie na jedno… bardzo ważne pytanie: „co lubię w życiu robić?” – a potem zacząć to robić. Brzmi kusząco, tylko skąd to wiedzieć, mając dwadzieścia kilka lat, studiując na kierunku, który okazał się mniej lub bardziej trafiony i czując narastającą presję finansową przy galopujących cenach nieruchomości i ciągłych podwyżkach opłat? Wyjaśniamy, jak szukać swojego miejsca na zawodowej mapie i dlaczego warto dać sobie na to czas. O czym przeczytasz w artykule: • Mam 25/35/45 lat i nie wiem, co chcę robić w życiu • Po pierwsze: testuj i szukaj – do skutku • Po drugie: nie panikuj, jeśli ciągle nie wiesz • Po trzecie: rozwijaj się i bądź otwarty na zmiany… przez całe życie! • Nie wiesz, co chcesz robić w życiu? Poszukaj inspiracji na JOBICONIE | Każde doświadczenie ma znaczenie – odważ się o nim mówić Mam 25/35/45 lat i nie wiem, co chcę robić w życiu Na początek mamy dla Ciebie dwie wiadomości. DOBRA WIADOMOŚĆ: Nie tylko Ty nie wiesz, co chcesz robić w przyszłości! Mnóstwo osób, które przepracowały już długie lata, zadaje sobie dokładnie to samo pytanie co Ty u progu kariery. Jeśli studia wybrałeś za namową rodziców, sugerując się listą modnych lub najbardziej opłacalnych kierunków, a tuż przed odebraniem dyplomu czujesz, że to chyba jednak nie to – nie jesteś sam. Tak naprawdę mało kto na starcie ma wyraźną wizję swojej zawodowej przyszłości i na tyle wewnętrznej siły i niezależności, by decydować o tym samodzielnie. Zwykle kierujemy się kalkulacjami, rozsądkiem, tym, co ktoś nam podpowie. Czasem okazuje się to trafione, często – nie. Wiedzę o tym, co chce się robić w życiu, zdobywa się… żyjąc. A kolejne wybory zawodowe mogą być zaskakująco odległe od pierwszych. Po studiach wystarczy więc wiedzieć, czego chcesz spróbować teraz, i być otwartym na to, co przyjdzie z czasem. ZŁA WIADOMOŚĆ: Wiele osób nigdy nie dowie się, co naprawdę chce robić w życiu. Dlaczego? Bo nie będzie miało odwagi szukać. Bo uzna, że jak się już powiedziało A i skończyło określone studia, trzeba powiedzieć B i trzymać się związanej z nimi branży. Bo będzie wolało dopasować się, niż zaczynać wszystko od nowa. Szczere przyznanie przed sobą: „nie wiem, co chcę robić w życiu” jest aktem odwagi i pierwszym krokiem na drodze do sukcesu. | Zawód „kulturoznawca”? 10(00) pomysłów na pracę dla absolwentów antropologii Po pierwsze: testuj i szukaj – do skutku Najgorszy pomysł, na jaki można wpaść, jeśli nie wiesz, co chcesz robić w życiu, to usiąść z założonymi rękami i czekać, aż spłynie na Ciebie oświecenie. Musimy Cię zmartwić – raczej nie spłynie. Końcówka studiów to natomiast doskonały czas na podjęcie pierwszych prób zawodowych. Praca na studiach pozwala bez większej presji poznać, co lubisz, w których typach zadań czujesz się jak ryba w wodzie, a których bezwzględnie nie chcesz wykonywać dzień w dzień. Ten okres testowania spokojnie możesz przedłużyć na pierwsze lata po studiach. Minęły już czasy, kiedy w jednej firmie przepracowywało się całe życie. Szczególnie na początku kariery zawodowej nikt nie oczekuje od Ciebie lojalności na lata – choć jeśli trafisz do firmy, która umożliwia rozwój w interesującym Cię kierunku, warto to wykorzystać. Jak jeszcze możesz próbować rozpoznać, co chcesz robić w życiu? Jeżeli pociąga Cię obszar, z którym dotychczas nie miałeś żadnego styku, poszukaj kursów i książek z tej dziedziny. W internecie da się znaleźć wszystko, a wiele materiałów jest dostępnych bezpłatnie. Podstawy programowania, projektowania wnętrz, kursy z psychologii, analizy danych, zarządzania projektami, instruktaże na YouTubie dotyczące prac remontowych, robienia make-upów czy alternatywnych metod parzenia kawy… próbuj i decyduj, które obszary Cię pociągają. Czasem coś, co zaczyna się jako hobby, może przerodzić się w dochodową pracę. | Marketingu nie nauczysz się na studiach. Jak zacząć pracę w tej branży? Po drugie: nie panikuj, jeśli ciągle nie wiesz Testujesz i testujesz i nadal nie było momentu „eureka!”? Spokojnie, wszystko z Tobą ok. Nie zawsze obowiązki zawodowe muszą być wielką pasją, a powtarzane wszędzie stwierdzenie „wybierz pracę, którą kochasz, i nie przepracujesz w życiu ani chwili” jest zdecydowanie przereklamowane. Praca, którą się kocha, to nadal praca, a ta, która w danym momencie jest po prostu wystarczająco dobra, nie ustępuje w niczym tej z porywu serca i z fajerwerkami. Być może z czasem poczujesz swoją misję, a być może będziesz realizować się po godzinach. Ważne, by praca dawała satysfakcjonujące zarobki, była zgodna z naszymi talentami i by czuć się w niej szanowanym i docenianym. Czasem wystarczy tylko (i aż) tyle. Nie porównuj się z innymi i nie szukaj na siłę efektu „wow”, jeśli generuje to tylko niepotrzebną presję – mamy jej we współczesnym świecie wystarczająco dużo. Nie zapominaj też, że nawet ludzie, którzy odkryli już, co chcą w życiu robić, mogą być kiedyś zmuszeni do zmiany tej drogi. Rynek pracy stale się rozwija, jedne zawody znikają, na ich miejsce pojawiają się inne, a nowe technologie, platformy czy modele biznesowe w dobie cyfrowej wyrastają jak grzyby po deszczu. Jeszcze kilkanaście lat temu nikomu nie śniło się, że dziś będzie pracował jako social media manager, tworzył content zdjęciowy z pomocą drona, po pracy nagrywał własny podcast, a w przerwach między zatrudnieniem u różnych pracodawców dorabiał jako kierowca Ubera. | Zawody przyszłości – jak będziemy pracować do 2030 roku? Świadomość, że żadne odkrycie nie jest raz na zawsze, pozwala nieco zmniejszyć ciężar decyzji o tym, co chcesz robić w życiu. Nikt do końca nie wie, jak będzie wyglądała praca przyszłości i czy osoby, które dziś realizują się w swoim wymarzonym od przedszkola zawodzie, nie zostaną np. zastąpione w tym przez roboty. Dlatego spokojnie szukaj swojej drogi tak długo, jak potrzebujesz. Nieważne, czy masz lat 25, 35 czy 45. Być może jesteś jedną z osób, których wymarzony zawód… jeszcze nie powstał. Albo mimo poszukiwań po prostu nie udało Ci się na niego trafić. Będąc w tym procesie, zamiast robienia sobie wyrzutów lepiej stawiać konstruktywne pytania: Jakie zadania sprawiają mi przyjemność? Co mnie ekscytuje? W które czynności potrafię zaangażować się tak bardzo, że nie czuję upływu czasu? Za jakie talenty inni mnie chwalą i podziwiają? W jakich obszarach ludzie najczęściej proszą mnie o pomoc (bo wiedzą, że jestem w tym dobry/a)? W jakich zadaniach czuję lekkość, co przychodzi mi bez większego wysiłku? Jakie tematy mnie pociągają, nawet jeśli nauka wiąże się z wysiłkiem? Czego nie lubię robić? W jakich typach zadań czuję się źle? Jakie wartości są dla mnie ważne? Kim chciałem/-am zostać w dzieciństwie? Na jakie zawody jest obecnie zapotrzebowanie? Co robił(a)bym w życiu, gdyby pieniądze nie miały znaczenia? W rozpoznaniu swoich mocnych stron może pomóc również coaching zawodowy, wsparty takimi narzędziami jak np. talenty Gallupa (ale nie tylko). | Co uwielbiasz robić i robisz to dobrze? Rób tego więcej! Po trzecie: rozwijaj się i bądź otwarty na zmiany… przez całe życie! Człowiek rozwija się całe życie: jedne rzeczy mu się nudzą, inne zaczynają go pociągać, inspirują go inni ludzie, trafiają mu się nowe okazje, do głowy przychodzą nowe pomysły. Ten proces nie kończy się w momencie zdmuchnięcia 30, 40 czy 50 świeczek na urodzinowym torcie. A jednak mimowolnie przyjmujemy szkodliwe przekonania o tym, że „w pewnym wieku” coś trzeba już wiedzieć, czegoś nie wypada, a nawet nie wolno robić. Choć w dzisiejszych czasach zmieniamy pracę, a nawet zawód znacznie łatwiej i częściej niż kiedyś, nadal pokutuje w nas mnóstwo stereotypów. Lęk przed tym, co nowe, obawa przed reakcją otoczenia, przekonanie, że zmiany będą utrudniać znalezienie nowej pracy… Jeśli do tego brakuje nam pewności siebie lub zmagamy się z niskim poczuciem własnej wartości, z czasem może być coraz trudniej zdecydować się na odejście z firmy. Ludzie, którzy mając zbudowaną stabilną karierę, planują zawodową woltę, często mierzą się z niezrozumieniem środowiska i bliskich (bo przecież masz wszystko, o co ci chodzi, to tylko kryzys, nie wydziwiaj itd.). Z drugiej jednak strony z wiekiem często rośnie nasza samoświadomość oraz odporność na osądy innych i nieraz dopiero wtedy potrafimy zdobyć się na niezależne decyzje. Jeśli poczujesz, że kariera, która do tej pory Ci odpowiadała, po latach stała się dla Ciebie niewystarczająca i powraca dylemat „nie wiem, co chcę robić w życiu” – przede wszystkim nie obwiniaj się i nie zamykaj sobie żadnej drogi, myśląc, że jest już za późno na zmiany. Zmiany wymagają odwagi i determinacji – tym większej, im bardziej stabilną sytuację zawodową i finansową zdołało się już zbudować. Trudno jest porzucić coś wygodnego i bezpiecznego na rzecz jednej wielkiej niewiadomej – nawet gdy obecna praca coraz bardziej uwiera. To wszystko sprawia, że wiele osób decyduje się na zawodowe rewolucje dopiero wtedy, gdy dojdą do ściany i poczują, że nie mają już nic do stracenia. Gdy wypalenie zawodowe lub depresja każą im powiedzieć STOP. Bywa, że wtedy wydarzają się przełomowe odkrycia, których kontynuacją są historie spod znaku: rzucam wszystko i jadę w Bieszczady / na Bali / otwieram kawiarnię / pracownię rękodzieła / przekwalifikowuję się etc. To mogą być piękne i wyzwalające doświadczenia – zwłaszcza widziane z perspektywy happy endu – nie zapominajmy jednak, jak wysokie koszty emocjonalne ponosi się po drodze. Może więc nie warto czekać aż tak długo? Bądź otwarty na własne potrzeby i cały czas nasłuchuj swojego zawodowego „wołania”, by nie przegapić momentu i nie blokować napływających – z pozoru szalonych czy niewygodnych – pomysłów. | Jak radzić sobie z lękiem przed zmianą? Nie wiesz, co chcesz robić w życiu? Poszukaj inspiracji na JOBICONIE Czy można wskazać, kiedy trzeba wiedzieć, co chce się robić w życiu? Nie ma takiej granicy. Ludzie często odnajdują swoje powołanie po 40., 50. roku życia, po przepracowaniu wielu lat w branży, która nie była tym idealnym wyborem… ale w tamtym momencie była wyborem wystarczająco dobrym. I taka droga jak najbardziej ma sens! Tym, co nie ma sensu, jest podkręcanie sobie presji i robienie wyrzutów, że „lata lecą, a ja ciągle nie wiem, co ze mną jest nie tak?!”. Jednak prawdą jest też, że im wcześniej uda Ci się odkryć, co chcesz robić w przyszłości, tym lżej Ci będzie zarabiać i wstawać rano z łóżka 😊 Dlatego nie szczędź wysiłków i szukaj swojej drogi. Tym bardziej, że właśnie pojawia się do tego doskonała okazja! Już 20 i 21 października czekamy na Ciebie podczas kolejnej edycji Festiwalu Pracy JOBICON Online. Podczas tych dwóch intensywnych dni będzie można: poszerzyć swoje kompetencje lub odkryć nowe, fascynujące obszary, biorąc udział w wykładach i webinarach z ekspertami, poznać pracodawców i zadawać im dowolne pytania, by znaleźć właściwe miejsce dla siebie, zyskać dostęp do specjalnych ofert pracy, by sprawdzić, jakie stanowiska i obowiązki najbardziej Ci odpowiadają, skonsultować swoje CV z ekspertami odbyć symulację rozmowy rekrutacyjnej. Sprawdź szczegóły i widzimy się już niedługo! Jeśli jest w moim życiu jakakolwiek rzecz, której żałuję, to to, że przez osiem lat chorowałam na anoreksję i że wyszłam z tego gówna dopiero w wieku 25 lat. Niby co Cię nie zabije, to Cię wzmocni, ale jak coś Cię zabija dostatecznie długo, istnieje spora szansa, że zostanie z Ciebie ino mokra szmata. Niby będziesz żył, ale co to za życie? Ja wymiksowałam się z tematu w ostatniej chwili. Lucky me, mogłam dziś poruszać się w chodziku i montować sobie co rano sztuczną szczękę. REWOLUCJA VS EWOLUCJA Teoretycznie powinnam żałować wielu rzeczy. Liznęłam trochę patologii, widziałam rzeczy, o których chciałabym zapomnieć, podjęłam całą masę fatalnych decyzji, a jako DDA miałam [mam?] skłonność do wchodzenia w toksyczne relacje z nie tymi ludźmi. Z nie tymi mężczyznami. Ale nie żałuję, bo te związki, te obrazy, te chwile przez lata mnie kształtowały, nadawały rys i sznyt, za każdym razem przy zetknięciu z podłogą pokazując, że ups, I did it again i że może więcej już niekoniecznie. W końcu człowiek uczy się całe życie. Im więcej takich gleb zaliczy, im więcej tych samych błędów popełni, tym większa szansa, że w końcu jakaś zastawka mu w głowie przeskoczy i że zacznie pewne rzeczy zmieniać. Albo i nie. Mnie przeskoczyła, szybko i boleśnie w okolicach magicznej trzydziestki [podobno kobietom włącza się wtedy żarówka, mężczyznom jakieś 10 lat później, jaka szkoda, może gdybyśmy mieli lepsze synchro, na świecie nie byłoby tylu rozwodów, samobójstw i niekochanych dzieci]. Tak czy siak, rozpoczęłam długotrwały proces poznawania siebie, który w psychologicznej nowomowie nazywany jest często „skontaktowaniem z JA”. W sensie, jak człowiek jest „dobrze skontaktowany”, to znaczy, że nie ucieka, nie wypiera, nie projektuje i nie stosuje wszystkich tych pierwotnych mechanizmów obronnych, które nie pozwalają mu na lepsze wsłuchanie się w siebie. Na poznanie własnych potrzeb, marzeń, oczekiwań. Na zaakceptowanie tego, kim tak naprawdę jest. Bo możesz nad sobą pracować, ulepszać się, przełamywać schematy myślowe, ale nie przebudujesz nagle całej swojej osobowości, charakteru, temperamentu czy preferencji. Pewne rzeczy po prostu się dzieją, pewnych rzeczy nie przeskoczysz. Nie ma sensu robić rewolucji tam, gdzie można zrobić ewolucję. OCZEKIWANIA VS RZECZYWISTOŚĆ Ale wróćmy na chwilę do upadków. Weźmy na przykład takie nieudane związki [one zawsze się dobrze klikają]. Po każdym z nich masz jakieś wnioski, przemyślenia. Zastanawiasz się, co spierdoliłeś/aś Ty, a co ta druga osoba. I dlaczego. I choć może nie do końca wiesz, jak stworzyć relację idealną [albo chociaż zdrową i mocną niczym w reklamie pasty do zębów], powoli dociera do Ciebie, jakiej relacji na pewno NIE CHCESZ. Bo na przykład nie chcesz już załatwiać problemów awanturą albo fochami. Nie chcesz czuć się w związku ignorowany, lekceważony, niesłuchany. Nie chcesz scen zazdrości. Nie chcesz być pod butem. Itede, itepe. Wbrew pozorom, choć może nadal nie do końca wiesz, jak powinien wyglądać DOBRY związek, jesteś na najlepszej drodze, żeby taki stworzyć. Wystarczy wyartykułować te wszystkie „nie chcę” drugiej osobie. Najlepiej od razu, w pierwszej fazie znajomości. Powiedzieć: „Nie chcę tego, tego i tego. Nie potrafię tak, tak i tak. Jestem taki, sraki i owaki. To i to mogę zmienić, tego zmienić nie umiem, a jeszcze tamtego – zwyczajnie nie chcę”. Wyobraź sobie, że mówisz tak dziewczynie, z którą spotykasz się od dwóch tygodni. I teraz ona, siedząc nad tym kubkiem kawy, czy co tam aktualnie pijecie, może wstać, powiedzieć Ci „a to wypierdalaj” i wyjść, a może też wziąć trzy głębokie wdechy, dać sobie trzy minuty na przemyślenie tematu i powiedzieć: „Dobrze, wchodzę w to. To teraz wysłuchaj, czego ja nie chcę”. Mam takie dziwne wrażenie, że właśnie w ten sposób powstają dojrzałe, udane związki. Od zdefiniowania tego, czego się w nich absolutnie nie akceptuje. TO CO CHCESZ VS TO CO CI SIĘ WYDAJE, ŻE CHCESZ Z resztą, tak jest w każdej sferze życia. Weźmy pracę. Rzadko kiedy na dzień dobry trafiasz do wymarzonej roboty. Zwykle zaczynasz gdzieś od parzenia kawy i przerzucania papierów, później zaliczasz kilku szefów dupków i gromadzisz kolekcję nieodebranych [i niepłatnych] nadgodzin, by w końcu zrozumieć, że pierdolisz takie życie. Po chwili budzisz się gdzieś w Bieszczadach, strugając stoły, które później opylasz warszawskim lemingom za nieco powyżej średnią krajową. Oczywiście ironizuję, ale jak myślicie, skąd biorą się te wszystkie historie ludzi sukcesu? Z sakramentalnego „NIE CHCĘ”. Nie chcę już dłużej zaharowywać się po godzinach. Nie chcę ładować kabzy pana prezesa, skoro wiem, że w tym czasie mógłbym ładować swoją. Nie chcę pracować w korpo. Nie chcę nosić białej koszuli. Nie chcę chodzić na spotkania, pisać raportów ani wklepywać durnych danych do Excela – w końcu jestem po ASP, do cholery! Itede, itepe. Kiedy już wiesz, czego na pewno nie chcesz, łatwiej odkryć to, czego chcesz, czego potrzebujesz, co sprawia Ci radość i czyni Cię szczęśliwszym. SZCZĘŚCIE VS POZORY SZCZĘŚCIA W dzisiejszych czasach pojęcia szczęście, radość, spełnienie, sukces są strasznie wyświechtane, zgwałcone przez reklamy, kołczów rozwoju i całą tego typu retorykę. Tymczasem szczęśliwe, spełnione życie jest wpisane w ludzką piramidę potrzeb. A my w tym naszym wszechobecnym pędzie i nieustannym spełnianiu CUDZYCH oczekiwań, zajebiście-strasznie-bardzo zagłuszamy samych siebie. NASZE potrzeby, marzenia, oczekiwania. Zagłuszamy je dobrze płatną pracą, mocnym alkoholem, dobrymi narkotykami, fejmem w social mediach i sportem. Zagłuszamy, będąc 24 h/doba na wysokich obrotach. Zagłuszamy, będąc na kolacji ze znajomymi i gapiąc się w telefon. Zagłuszamy, wykonując czynności bez chwili zastanowienia, PO CO my to w ogóle robimy. Widzę to u siebie, widzę u innych. I ja już tak dłużej NIE Ty? fot. Michel Fertig, ♥ 0 Like Like

nie wiem czego chcę od życia